Choć można bez owijania w bawełnę
powiedzieć, że obecne wyścigi Formuły 1 nijak się mają pod względem emocji do
starszych zmagań, wciąż kocham tę dyscyplinę i staram się pilnie
obserwować wszystkie wydarzenia. Sezon skończył się już dłuższy czas temu, ale
o wszystkich podsumowaniach i tak przypominam sobie na koniec roku,
więc tym razem również nie ma mowy o wyjątku. Nie oszukujmy się, w tym
roku próżno szukać wybitnej dawki adrenaliny i niepewności, co do
ostatecznego wyniku. Ale na pewno nie można stwierdzić, że było nudno.
By Morio (Own work) [CC-BY-SA-3.0] via Wikimedia Commons |
Na pewno jest mi bardzo przykro
z powodu fatalnego sezonu dla McLarena. Cholerny Lewis Hamilton miał
jednak nosa, przeniósł się do Mercedesa w odpowiednim momencie
pozostawiając swój poprzedni zespół tuż przed rozpoczęciem poważnych problemów.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku szybko odbudują swoją pozycję i będę
mogła oglądać uśmiechniętego Jensona Buttona na podium. Z zakończonego właśnie
sezonu pozostaje wspominać, moim zdaniem najśmieszniejszą, sytuację, gdy
Hamilton z przyzwyczajenia wjechał na pit-stop do mechaników McLarena. Taka
urocza ironia.
fot. Magic Aviation |
Smutny jest również fakt, że Mark
Webber aż do końca swojej wspaniałej kariery nie nauczył się porządnie
startować. Gdyby nie to, zapewne stawałby na podium dużo częściej. Przyznaję,
nigdy nie był moim ulubieńcem wśród kierowców, ale to bardzo inteligentny,
porządny gość. Większą nutę sympatii z mojej strony zyskał szczególnie po
błyskotliwej rozmowie z Jeremym Clarksonem, gdzie uwidocznił swoje
poczucie humoru i umiejętność omijania trudnych tematów. Zawsze był
w porządku wobec zespołu i panujących zasad, czego nie można
powiedzieć o naszym wspaniałym Mistrzu.
By Morio (Own work) [CC-BY-SA-3.0] via Wikimedia Commons |
Żeby rozwiać wszelkie
wątpliwości, nie mam nic przeciwko wygranym Sebastiana Vettela. Pokazuje, że
jest najlepszy na świecie i do tego, znalazł się w najlepszym
zespole. Nic dziwnego, że prowadzi niemal swoje własne wyścigi przez większość
czasu. Grubo przesadzone na pewno byłoby również powiedzenie, że po prostu ma
najlepszy samochód i dlatego wygrywa. Jego teamowy kolega również dysponował
takim bolidem i co? Było nieźle, ale nie wyśmienicie. Na pewno za sporą
część mojej sympatii do tego zawodnika odpowiada jego poczucie humoru, zawsze
ma jakiś dobry żarcik w rękawie.
Skoro cały czas jesteśmy przy
rzeczach raczej przykrych i smutnych, należy poruszyć również kwestię opon
w minionym sezonie. Jestem zdania, że faktycznie trzeba w tej
sytuacji współczuć Pirelli. Chciano, żeby widowiskowość F1 dzięki większej
ilości pit-stopów wzrosła, więc stworzyli szybciej zużywające się opony. I
teraz płacą za to sporą cenę. Szczególnie po tragicznym GP Wielkiej Brytanii
i groźbach kierowców, że nie wsiądą do bolidów podczas następnego wyścigu.
W tej sytuacji ciężko znaleźć
sensowne rozwiązanie: ciągłe poprawianie bezpieczeństwa kierowców, konstruowanie
torów z gigantycznymi buforami bezpieczeństwa, obniżanie żywotności opon
i nadchodzące zmiany ze zmniejszonymi jednostkami napędowymi odbierają
temu sportowi wszystko, co piękne. Ale w obecnym postępie technologicznym
i społecznym (w kwestii bezpieczeństwa), nie ma (chyba) innego wyjścia. Przynajmniej
ja go nie widzę na ten moment.
fot. Craig Dennis |
Porzucam więc tę kwestię i przechodzę
do najprzyjemniejszej – Kimi Raikkonen, król bogatej mimiki oraz obszernego
komentarza. Jak zawsze, dostarczył mi wielu powodów do uśmiechu, zarówno dzięki
jego wynikom sportowym, jak i pozasportowym informacjom napływającym
z mediów. Jest jedną z barwniejszych postaci w Formułowym
świecie i do tego, trzymają się go barwne historie. Tym razem skończyło
się bardzo mało sympatycznie. Lotus nie zapłacił, Kimi w związku z tym
nie czuł się w obowiązku kończyć sezonu w barwach zespołu i pod
pretekstem operacji, zrezygnował.
I podpisał kontrakt z Ferrari – już niecierpliwie przebieram nogami na myśl o jego współpracy z nadętym mistrzem Alonso. To będzie epickie!
I podpisał kontrakt z Ferrari – już niecierpliwie przebieram nogami na myśl o jego współpracy z nadętym mistrzem Alonso. To będzie epickie!
Na szczęście nie mam więcej
czasu, aby przywołać kolejne wspomnienia związane z minionym sezonem, bo
mogłabym Was tak zanudzać jeszcze długo. Pierwszy raz chyba udało mi się
spełnić obietnicę z poprzedniego wpisu – mogę Wam złożyć życzenia jeszcze
przed Nowym Rokiem.
Życzę wytrwałości w dążeniu
do celów, realizacji spontanicznych pomysłów. Żebyście nigdy zbyt długo nie
zastanawiali się nad tym czy warto zrobić coś szalonego i wyjątkowego – po
prostu to zróbcie! Żebyście mogli bez nadmiernego zaciskania pasa, przeznaczać
swoje pieniądze na przyjemności: wyjazdy na mecze, zawody, koncerty. I
wspaniałej ekipy przyjaciół, z którymi będziecie mogli wspólnie dzielić
swoją radość.
Wszystkiego dobrego,
Derli
PS Skoro jesteśmy przy temacie F1, nie mogę nie wspomnieć o człowieku, który w tej chwili walczy o życie. Trzymaj się Michael, jesteś wielki Mistrzu i dasz sobie radę, jak zawsze.
By Original photograph by Chris J. Moffett) via Wikimedia Commons |