Co z tego, że Lars nie nauczy się porządnie grać, a krytycy muzyczni nie przestaną mówić o Alter Bridge przez pryzmat Creed...?

Temat muzyki to aktualnie najbardziej zaniedbana przeze mnie dziedzina na blogu, a przecież moje życie bez dźwięku byłoby o wiele smutniejsze. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez koncertów, płyt na różne nastroje i idiotycznych piosenek o tym, że dosko się czuję i wszystko kapuję i na lekkiej fazie wciąż trybię i jarzę. Każdy rodzaj muzyki znajduje swoje zastosowanie w pewnych sytuacjach: od muzycznej uczty przy klasyce w Filharmonii do szaleńczego pogo przy dźwiękach gitar i podwójnej stopy.
Chypis i Qbek - "Bandaż Duo"
Z własnego wyboru zostałam fanem i entuzjastą szeroko pojętej muzyki metalowej, ale otwarcie przyznaję, że nie katuję metalu dzień w dzień o każdej możliwej porze. Traktuję ten gatunek bardziej jako sztukę, którą należy odpowiednio dozować, a przede wszystkim nie zmuszać ludzi dookoła mnie do jej słuchania. Z tego powodu do swoich ulubionych płyt zasiadam przy okazji spokojnych wieczorów lub gdy mam ze sobą porządne słuchawki (a nie te małe, plastikowe brzęczydła). Niestety, mam wrażenie, że z roku na rok obserwuję mniejszą ilość kapel i przesłuchuję mniejszą ilość albumów w muzyce metalowej. Co poradzić, kiedy najczęściej słucham w samochodzie ”Ona tańczy dla mnie” albo soundtracku z Pokemonów…
Qbek - "Bandaż Duo"
W tym roku swoją obecnością na rynku muzycznym zaszczyciły nas dwie ikony muzyki z epoki dinozaurów: Black Sabbath – 13 oraz Deep Purple – Now What? Obie bardziej wzruszają przez wzgląd na stare czasy niż rzeczywistą, wybitną formę muzyczną, ale szczególnie pierwsza z nich zasługuje na uwagę. O ile Deep Purple odwiedzili Polskę jakieś dwa miliony razy, tak koncert Black Sabbath to wielka gratka dla fanów, na którą z niecierpliwością czekam i zacieram ręce. Na pewno jest to moja jedyna i ostatnia szansa, aby zobaczyć ten skład na własne oczy.
Heaven and Hell, Spodek 2007
Do dziś wspominam koncert formacji Heaven and Hell w katowickim Spodku w 2007 roku. Pod tą nazwą krył się skład Black Sabbath z moim idolem wśród wokalistów, którym jest Ronnie James Dio. Sądziłam, że nigdy nie będzie mi dane ujrzeć Ozzy’ego w ten sam sposób, a tu taka niespodzianka! Jednak nie tylko w czerwcu (i to w Łodzi!) czekają mnie emocje związane z dużymi koncertami, ponieważ w lipcu headlinerem nadchodzącego Sonisphere Festival będzie znowu Metallica!
Metallica, Bemowo 2012
Z tą kapelą łączy mnie szczególna, emocjonalna więź i dlatego na ich koncerty będę przychodzić nawet, gdy Hetfield nie będzie w stanie zaśpiewać poprawnie połowy piosenki, a Ulrich zacznie upuszczać pałeczki w każdym utworze. W czasach, których niestety nie pamiętam, koncert tego zespołu w naszym kraju był wisienką na torcie i rarytasem. Teraz sporo się zmieniło, Meta przyjeżdża raz na dwa lata i niektórzy zaczynają lamentować, że za często. Metalliki nigdy dość!

Na dłużej w moim odtwarzaczu zagościły (z tego roku) albumy: Killswitch Engage – Disarm the Decent oraz DevilDriver – Winter Kills, ale zdecydowanie najważniejszym krążkiem tego roku był wydany 30. września album Alter Bridge – Fortress.
fot. Nina Rybińska, dlastudenta.pl / Alter Bridge - Warszawa 2011
Choć zespół ten nie porusza się w ramach moich ulubionych odmian muzyki gitarowej, stawiam go ex aequo z Metalliką na najwyższym stopniu podium. Alter Bridge to zdecydowanie więcej niż kapela do słuchania. To wspólna droga przez wszystkie płyty; zwykłe zauroczenie i miłość do grobowej deski. Oczekiwanie na pierwszy, upragniony koncert w Polsce i moje pierwsze, koncertowe wojaże za granicą. 
Specyficzna pozycja Alter Bridge na rynku muzycznym (niesłuszne, ciągnące się jak smród po gaciach nawiązania do Creed, poprzedniej kapeli większości muzyków AB) sprawia, że choć koncertują na całym świecie, nadal są dostępni dla fanów i potrafią stworzyć atmosferę indywidualnego odbioru. Każdy wychodzi z uśmiechem na ustach i każdy czuje się doceniony. Oczywiście mówię o tym wszystkim, jako o wartości dodanej do wyśmienitej warstwy wokalnej oraz instrumentalnej, bo takie stwierdzenie zdecydowanie pasuje do muzyków Alter Bridge. Mark Tremonti to niesamowity wymiatacz w swoim fachu, a głos Mylesa Kennedy’ego za każdym razem mnie zachwyca. 
W związku z tym, nie mogłam przejść obojętnie obok kolejnej okazji wybrania się na ich koncert do Berlina. Nauczona doświadczeniem sprzed dwóch lat postanowiłam jednak zainwestować w nocleg i zorganizować zwiedzanie po zamiast przed koncertem /to dłuższa historia/. Choć nie przepadam za niemiecką publicznością, która nie wykazuje nawet połowy entuzjazmu w porównaniu do polskich fanów, gig był wyśmienity pod każdym względem. A szczególnie pod takim, że po wspaniałej, muzycznej uczcie każdy wytrwały fan miał możliwość pogawędzić chwilę z każdym z chłopaków, poprosić o autograf i wspólne zdjęcie. 
To wszystko składa się na wyjątkową historię związaną z tym zespołem (a przypadek sprawił, że jestem z nimi od powstania kapeli) oraz z ludźmi, których poznałam dzięki nim. Gorąco polecam wszystkim tolerującym dźwięk perkusji, basu i gitary elektrycznej jednocześnie i przyrzekam, że muzyka zespołu Alter Bridge nie ma nic wspólnego ze śpiewaniem o jedzeniu śniadania z Szatanem ani ”rzyganiem w kubeł” (czyt. growl). To piękny, techniczny, amerykański rock z wokalistą o potężnym głosie. 

Po cichu liczę na powrót chłopaków do Polski, ale obawiam się, że może to nastąpić w złym miejscu i złym czasie (czyli jako support podczas jednego z festiwali). Obserwujcie i miejcie ich na oku!

Pozdro, 
Derli
Nowszy post Starszy post