Yokohama JapFest 24 - 26.07.2015 - Wrocław

Kolejna długa nieobecność na blogu. Tym razem mam sensowniejsze wytłumaczenie niż poprzednio. Niespodziewanie wylądowałam na sali operacyjnej, ponieważ mój wyrostek postanowił zaprotestować i złożył rezygnację ze współpracy ze mną, dlatego też należało się go pozbyć w trybie natychmiastowym. 
Dopiero teraz jestem w stanie na tyle sensownie funkcjonować, żeby spokojnie usiąść przed komputerem i podzielić się z Wami swoimi wrażeniami z ostatniego YOKOHAMA JAPFEST.


Czym jest według mnie JapFest? Spotkaniem entuzjastów japońskiej motoryzacji, możliwością obejrzenia wyjątkowych egzemplarzy oraz sposobem na spędzenie fantastycznego weekendu ze znajomymi. Co prawda, biwakowanie pod namiotem nie jest moim ulubionym sposobem na nocleg, ale akurat w ten weekend miało swój niepowtarzalny klimat.

Impreza trwała od piątku do niedzielnego popołudnia i bogata była w rozmaite wydarzenia, nie tylko te uwzględnione w programie przez organizatorów. W pierwszy dzień obok samego przyjazdu i rozbijania biwaku przez poszczególne ekipy odbywały się również treningi oraz kwalifikacje Drift Battle. Rzecz jasna, nie były to żadne zawody brane przez kogokolwiek na poważnie, a po prostu okazja do zużycia kilu kompletów opon i niczym nieskrępowana zabawa.


W upalny weekend nie zabrakło licznie rozstawionych zestawów grillowych, a obok namiotów królowały baseny (organizatorzy zadbali nawet o wąż strażacki), w których wylegiwało się wiele postaci człekopodobnych. Wieczorem na uczestników czekała również pierwsza impreza na torze. Takiego klimatu nie znajdziecie nigdzie indziej - asfaltowy "parkiet" doświetlany przez japońskie auta, ludzie tańczący na scenie, pod nią oraz na dachach samochodów. Atmosfera przypominająca scenę filmową, aż miło wracać do takich wspomnień.

Relacja z soboty w moim wykonaniu nie będzie rewelacyjna, ponieważ już o 13.30 wsiadałam do Polskiego Busa, żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i dotrzeć podczas tego samego weekendu do Warszawy, aby obejrzeć legendę muzyki rockowej - AC/DC. Wróciłam na teren festiwalu w niedzielę rano, aby dalej rozkoszować się bliskością motoryzacji.


Ominął mnie dzień rozstrzygnięcia Drift Battle, zawody Time Attack oraz oficjalne zakończenie eventu na bankiecie w restauracji znajdującej się nieopodal toru. Z relacji znajomych, równie udany dzień jak pozostałe dwa, których byłam świadkiem.

Niedziela, czyli dzień "wolnej jazdy" dla wszystkich uczestników, dalsze grillowanie oraz zupa chmielowa jako danie główne. Dla weekendów takich jak ten warto pracować i wydawać zarobione pieniądze. Mnóstwo fantastycznych ludzi, pięknych samochodów, świetnej zabawy. Tylko jak zwykle w takich sytuacjach - odpoczynku brak i do pracy wraca się bardziej zmęczonym niż po zakończonym tygodniu roboczym.
Niemniej, teraz nie będę narzekać. Przez operację wyleżałam się za wszystkie czasy i wcale mi się to nie podobało. Do zobaczenia i usłyszenia na Slide Union #5 26 września oraz być może na Verva Street Racing z wydarzeń motoryzacyjnych.

Zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć:



















Nowszy post Starszy post