Przez Polskę z zespołem Kensington


Skontruowano mnie w przedziwny sposób. Im coś trudniejsze i dziwniejsze do zrealizowania, tym bardziej zacieram ręce, aby to zrobić. Oczywiście, to stwierdzenie tyczy się tylko przyjemnych spraw związanych z szeroko pojętą rozrywką w moim życiu.

Tym razem postanowiłam wybrać się na trzy koncerty pod rząd zespołu, o którym pół roku wcześniej nawet nie słyszałam i obchodził mnie tyle, co wczorajszy obiad. Mowa o holenderskiej kapeli Kensington, która na rodzimym rynku triumfuje ogromne sukcesy. Nie, żebym akurat miała natłok pracy oraz skomplikowaną sytuację na uczelni. Przecież między czwartkowym, a piątkowym koncertem można sobie urządzić dodatkową podróż na uczelnię dodającą zaledwie dwieście kilometrów do całej trasy. No a jak?!


Gatunkowo muzyką Kensington teoretycznie nie powinnam być zainteresowana. Bardzo melodyjny, spokojny rock (zespół zaszufladkowano określeniem indie rock, którego szczerze nie znoszę) wpada do mojej głowy tak szybko, że przelatuje przez nią niemal niezauważalnie. Kapela Kensington została mi jednak zapodana przez osobę, której gustowi muzycznemu ufam, dlatego podjęłam próbę przegryzienia się przez chwytliwe melodie. O dziwo, nie wypadły po pięciu minutach, zostały ze mną wręcz zaskakująco długo.


Okazało się, że muzyka zespołu Kensington jest nie tylko przyjemnie i melodyjnie podana, ale przede wszystkim budzi pozytywne emocje i skojarzenia, co bardzo mi odpowiada. Nie jest to może wirtuozeria instrumentalna na najwyższym poziomie, ale panowie ukształtowali już swoją muzyczną ścieżkę. Czuć, że droga, którą podążają jest mocno ubitym, solidnym gruntem. 


Podczas koncertów okazało się również, że nad wszystkim czuwa bardzo solidny warsztatowo perkusista, który pięknie trzymał w ryzach utwory i doskonale oddawał klimat gitarowych melodii. Naprawdę duży plus za grę Nilesa Vandenberga, który do obecnego składu dołączył jako ostatni. 


Podczas trzech spotkań z zespołem Kensington (Poznań, Wrocław, Warszawa) okazało się, że to kapela z czterema bardzo ciekawymi osobowościami, które doskonale wiedzą, jaką muzykę chcą wspólnie grać i potrafią to robić. Do tego - to bystrzy, przesympatyczni ludzie z rozgadanym Casprem Starreveldem na czele. 

Pod każdym względem było warto wybrać się w tą przedziwną podróż po Polsce. Trzy dni, mało snu, dużo wspaniałych ludzi dookoła, mnóstwo przygód i wspaniałe, muzyczne wspomnienia. Polecam serdecznie, sprawdźcie tą kapelę - warto!













Nowszy post Starszy post