Bełchatów i jeszcze raz Bełchatów. Czas poprosić w Hali Energia o możliwość przenocowania na materacu.

Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy z października nagle zrobił się grudzień. Jakbyście nie zauważyli za oknem (albo na Facebooku), niedawno spadł pierwszy śnieg. Pierwsze, spadające z nieba płatki w środku tygodnia zbiegły się z magicznym telefonem o treści: ”chodź na piwo” i w ten sposób uczciłam zmianę pogody.


Nie mam nic przeciwko zimie ani temu, że przez większość czasu, kiedy temperatura spada poniżej zera chodzę z odmarzniętymi palcami, bo nie potrafię zapamiętać prostego faktu, żeby zabierać rękawiczki z domu. Naprawdę, nie mam nic przeciwko ślizganiu się po chodniku. Nawet Ksawery nie wyrządził mi szczególnej krzywdy, a jazda samochodem do Bełchatowa i z powrotem nie była taka zła, jakiej mogłabym się spodziewać. Mogę nawet powiedzieć, że w zasadzie to lubię tą zimę.


Niektórzy – tak jak siatkarze ZAKSY – na pewno lubią ją trochę mniej. Współczuję chłopakom wielogodzinnej jazdy, którą pięknie relacjonowali nam przy pomocy Twittera. Współczuję wszystkim pasażerom komunikacji miejskiej (wliczam się do tego szanownego grona), czekającym na spóźnione tramwaje i autobusy. Łączę się w bólu z osobami, które przez warunki pogodowe musiały odwiedzić Praktikera w poszukiwaniu gipsu. Ale… ja lubię tą zimę i koniec. Grudzień oznacza święta, nielimitowane ilości grzańca, a w tym roku również wyjątkową wyprawę na Halę Urania, o której myślę już z łezką wzruszenia w oku. (?!?)


Do tego momentu jednak jeszcze całe dwa tygodnie, dwa istotne egzaminy oraz jeden mecz w Bełchatowie. W tym tygodniu byłam w tym siatkarskim mieście dwa razy, w czwartek odbyło się spotkanie w ramach Pucharu CEV, a w sobotę kolejna PlusLigowa potyczka, tym razem z BBTSem Bielsko-Białą. Dwa szybkie, trzysetowe pojedynki. Mam nadzieję, że Politechnika się mocniej postawi za tydzień, bo wychodzi na to, że więcej czasu spędzam w samochodzie dojeżdżając i wracając z meczów niż bezpośrednio w Hali Energia.



Podczas sobotniego spotkania zdecydowanie udzielił mi się świąteczny nastrój. Cały czas śpiewałam pod nosem świąteczne piosenki, a w samochodzie katowałam moich pasażerów składanką „The Best of Ich Troje”, którą znalazłam podczas porządków w szafce. Wygląda na to, że siatkówka jeszcze mocniej poprawia mój i tak dobry nastrój, bo podczas meczu czułam się wyśmienicie. Szczerze polecam tą formę poprawiania sobie humoru. Nie będę ukrywać, że na mój nastrój również pozytywnie wpłynęły świeżo zakupione bilety na Black Sabbath oraz Metallikę. Nie wyobrażam sobie, żeby na którymkolwiek z tych koncertów miało mnie zabraknąć, choćbym stała się bankrutem (jestem już bardzo blisko, do reszty zrujnują mnie prezenty świąteczne). Norma!



Czas wrócić jednak z siatkarskiej podróży i uporządkować bieżące sprawy. Co nie będzie proste, ale nie będę Was zanudzać moim narzekaniem. W zamian za to, możecie poczytać mój wywiad z Patrykiem Czarnowskim, który ukazał się już na portalu Men’s Volley. Nie mam pojęcia, ile osób interesujących się siatkówką, pasjonuje się również motoryzacją, ale to właśnie dla Was! A może bardziej tak naprawdę dla mnie?


Na zachętę fragment wywiadu:

"Wspomniał Pan wcześniej, że od wielu lat interesuje się Pan zmaganiami w F1. Miał Pan nawet okazję pojawienia się podczas jednego z wyścigów. Czy zechciałby Pan przybliżyć tę historię?

Udało mi się odwiedzić Budapeszt w celu zobaczenia wyścigu Formuły 1. Wszystko odbyło się na wariackich papierach, bo byłem w tym czasie na zgrupowaniu reprezentacji. Na szczęście zdarzało się tak, że miewaliśmy wolne weekendy. Bilet na ten wyścig kupiłem już w styczniu, bo wtedy pojawiły się w sprzedaży, a wiadomo, że wyprzedają się w moment.
Zaopatrzyłem się w styczniu w wejściówkę na Grand Prix Węgier, które odbywało się latem. Na szczęście okazało się, że ten weekend był wolny, bo mecze graliśmy bardzo często i mój wyjazd nie był wcale pewny. Po wieczornym treningu wsiadłem w samochód i pojechałem do Budapesztu, obejrzałem kwalifikacje i wyścig. Po jego zakończeniu wsiadłem z powrotem w auto i wróciłem na zgrupowanie. To była niesamowita i szalona przygoda, ale opłacało się. Mogę się przyznać, że przez cały wyścig siedziałem bez nauszników i korków w uszach, bo nie mogłem odmówić sobie przyjemności słuchania dźwięku silników w najczystszej postaci."


Więcej zdjęć jak zawsze znajdziecie na Facebooku portalu Men's Volley!





Nowszy post Starszy post