Zacznę od tego, że w majówkę miałam naprostować swoje zaległości związane z uczelnią, a potem wyruszyć do Torunia, żeby odpocząć. Wyszło jak zawsze, czyli mamy niedzielne popołudnie, a ja nie napisałam żadnej z prac, nie otworzyłam ani jednego zeszytu, a na dodatek jestem okrutnie zmęczona i zakatarzona. Ale za to całkiem szczęśliwa.
Tym razem zamiast samochodem, pierwszy raz od ... nie mam pojęcia kiedy, wybraliśmy się pociągiem. PKP zaoferowało nam jedyny w miarę sensowny przejazd o godzinie 5.35, ale to i tak nie wystarczyło, żeby dostać się na tor na godzinę 10 i odebrać moją akredytację. Co z resztą zirytowało mnie bardzo od samego początku, bo nawet na DMP przepisy pozwalają odebrać wejściówkę pomiędzy określonymi godzinami i nie są to tak barbarzyńskie pory (w sobotę życzyli sobie być na miejscu o 9, więc podziękowałam i poszłam spać dalej).
Na torze od samego początku powitał nas deszcz i nie zapowiadało się najlepiej. Podczas treningu mnóstwo było samochodów wylatujących na trawę i zaliczających spiny. Do tego dosyć intensywnie wiał wiatr, co sprawiło, że po niecałych dwóch godzinach obserwowania treningu zdecydowaliśmy się na powrót do bazy (dzięki Ania i Ewelina!), żeby ubrać się nieco bardziej odpowiednio na tę pogodę. Na szczęście z minuty na minutę było co raz lepiej, później już praktycznie nie padało i już podczas kwalifikacji było sucho.
Kwalifikacje z pomyślnym rezultatem dla większości kierowców, których poczynania obserwuję, chociaż zabrakło bardzo fajnie jeżdżących na treningu Jakuba Tatary i Sławomira Grausama. W sumie niezupełnie rozumiem dlaczego tak się stało, ale koniec końców jestem tylko głupiutką blondynką :)
Na piątkowych treningach i kwalifikacjach kibiców była dosłownie garstka, a większość obserwujących stanowili członkowie występujących ekip. W sobotę ludzi przybyło znacznie więcej (również ze względu na zlot fanów BMW - nigdy wcześniej nie widziałam tylu betek jednocześnie). Moim zdaniem organizatorzy się nie popisali jeśli chodzi o rozmieszczenie miejsc dla kibiców. Dostęp do jednej "trybuny" był niemożliwy i wszyscy upychali się w jednym miejscu. Na dodatek zasłonięto bandami reklamowymi drugi z zakrętów (miała to być forma zabezpieczenia przed żwirem, który sypał się z pod kół gdy samochód spadał z toru), a trzeci zakręt zasłaniało stanowisko sędziów, więc w efekcie swobodnie można było oglądać połowę przejazdu, a chyba nie o to chodzi. Nie wiem jak ta sytuacja wyglądała w poprzednich latach, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku się to nie powtórzy.
Żeby nie zanudzić Was zbyt długą treścią sobotnie wyniki podsumuję krótko: bardzo się cieszę, że wygrał Grzegorz Hypki, bo jego przejazdy ogląda się z wielką przyjemnością. Wielkiego pecha z kolei miał Grzegorz Śnios, którego samochód zepsuł się w rundzie finałowej i ostatecznie zajął 4. miejsce nie mogąc nawet powalczyć o wyższe lokaty. Szkoda również, że Bartosz Stolarski odpadł tak szybko, bo wtedy walka o zwycięstwo byłaby jeszcze bardziej zacięta.
Ze spostrzeżeń pozasportowych: miło jest wypić piwko (albo dwa albo...) podczas takiego weekendu, gdy nie trzeba prowadzić auta, ale jednak podróże pkp i bycie uzależnionym od rozkładów jazdy nie jest tym do czego się przyzwyczaiłam. I wyszło nas znacznie drożej niż zapłacilibyśmy za benzynę (przy 3 osobach na pokładzie). Więc, jeśli chcecie jeździć ekonomicznie - używajcie samochodu! :)
Tym optymistycznym akcentem kończę i pozdrawiam!
PS Następny przystanek - Tor Kielce (tylko w sobotę 18 maja)
Mateusz Włodarczyk - BMW Jagiełło Drift Team Łódź
Wojciech Goździewicz - BMW Jagiełło Drift Team Łódź
Grzegorz Hypki - zwycięzca!
Jeśli dotrwaliście do końca to przyrzekam, że w Kielcach przyłożę się do robienia zdjęć, bo jak do tej pory to lepiej wychodzi mi oglądanie...