Albo gotujesz albo fotografujesz!


Zanim jutro wyruszę w podróż do Torunia, mam dla Was drobny przerywnik od samochodów.
Czekoladowe muffiny z nutą pomarańczy (i kolorowymi kremami pełnymi sztucznych barwników!) oraz kilka słów na temat... zdjęć.

Gotować lubiłam od zawsze, bo miejsce kobiety jest kuchni i kropka. Dziewczyna musi umieć coś więcej niż zagotowanie wody na herbatę, tak samo jak chłopak musi poradzić sobie z wymianą żarówki. Wydaje mi się, że nie są to zbyt wygórowane wymagania.

Niestety, w moim przypadku fotografowanie oraz gotowanie nie idą razem w parze. 
Przede wszystkim potrawy, które przygotowuję, zawsze są jadalne, ale rzadko zdarza im się naprawdę dobrze wyglądać. Jedzenie powinno przede wszystkim smakować, a kompozycja sałaty czy artystyczne zygzaki z sosu są dla mnie nieco mniej istotne. 
Dlatego też nigdy nie dosięgnę poziomu mojej idolki Kasi Tusk w obfotografowywaniu kanapek i artystycznym prezentowaniu jogurtów. Nie mam też żadnej przyjaciółeczki, która zechciałaby ze mną spędzać całe popołudnia na robieniu zdjęć podczas wrzucania otrębów do miski i układaniu kolorystycznie kawałków papryki.
Ponadto, gdy oglądam zdjęcia przyrządzanych przez innych ludzi potraw, u wszystkich jest jakimś cudem czysto. Natomiast gdy to ja się zabieram do pracy, kuchnia raczej do fotografowania się nie nadaje. Jakim cudem zrobić dobre (albo przynajmniej poprawne) zdjęcie kiedy jednocześnie ubija się białka, pilnuje piecyka i ma się całe ręce ubrudzone mąką?! No jak?!

Z powodów wymienionych powyżej, najprawdopodobniej nigdy nie ujrzycie na tym blogu ładnych, estetycznych i w miarę poprawnych technicznie zdjęć jedzenia. Chyba, że zatrudnię do kuchni kogoś innego, a sama zajmę się fotografowaniem jego zmagań. Połączenie tych dwóch czynności przerasta moje możliwości i chęci.
Do usłyszenia po toruńskim Drift Open!

(Tak właściwie nie wiem po co mielibyście to oglądać, ale jak już wzięłam aparat do ręki...)







Nowszy post Starszy post