Najpiękniejsza Kobieta w Mieście vs Motoryzacyjny Maniak

Tym razem moje zdjęcia nie będą dotyczyły ani motoryzacji ani siatkówki. Wyjątkowo udało mi się wyciągnąć aparat z torby pomiędzy meczami i wybrać się z moją przyjaciółką na niedzielny spacer. Powoli zaczynałam zapominać, że można korzystać z dobrodziejstw aparatu poza siatkarską halą. Niestety nie posiadam odpowiedniego obiektywu do portretów, więc muszę sobie radzić z moim okrojonym zestawem szkieł. Nie udało mi się również do tej pory zainwestować w blendę ani zewnętrzną lampę, także mój profesjonalizm widać pełną gębą. W zamian za to korzystam ze swojej inwencji twórczej oraz... plastikowych kubków.
Udało się skorzystać z promieni słońca, choć temperatura nadal nie zachęcała do spacerów i po niezbyt długim czasie marzyłyśmy tylko o gorącej herbacie. Cieszę się, że jednak efekt każdego kolejnego wyjścia na tego typu zdjęcia pokazuje, że byle jak, ale jednak troszeczkę się rozwijam w temacie fotografii. Pamiętam jeszcze pierwsze demolki mojego pokoju, które urządzałam, żeby zrobić swoim koleżankom zdjęcia na tle prześcieradła. Parę osób powinno pamiętać nawet mój genialny pomysł z ustawieniem świeczek na zasłonach, gdzie mało brakowało do pokaźnego pożaru. Czasami zastanawiam się, jakim cudem dożyłam do dnia dzisiejszego z takimi mądrymi propozycjami...
Trzeba przyznać, że rok 2014 rozpoczął się dla mnie wyśmienicie. Udało się nawet wyprostować skomplikowaną sytuację z moim ukochanym kierunkiem studiów, a nawet powoli zaczynam mieć nadzieję, że może uda się go skończyć w terminie. Jednym z przełomowych momentów w mojej karierze studenta było odwiedzenie po trzech latach uczelnianej biblioteki, która wcześniej była mi zupełnie obcym budynkiem. Spędzanie czasu w ciszy to zupełnie nie moja bajka, więc uzbroiłam się w słuchawki i  wkroczyłam do akcji. Choć włączyłam muzykę bardzo cicho, cały czas czułam na swoich plecach nienawistne spojrzenia ludzi, do których dociera krzyk Roba Flynna warczący w moich uszach. Na szczęście nikt nie był na tyle odważny, żeby zwrócić mi uwagę, więc z radością wertowałam historię polskiej siatkówki i ze wstydem muszę przyznać, że ta wizyta dała mi dużo frajdy. Mam nadzieję, że kiedy wreszcie zabiorę się za właściwe pisanie pracy, nie będę cierpieć katuszy.
Wszystko wskazuje na to, że najbliższy rok będzie czasem spełniania moich marzeń. Kolejne koncerty ulubionych kapel, które mnie nie ominą oraz emocjonujące wydarzenia w siatkówce. Po cichu dziękuję mojej uczelni za zmuszenie do przepracowania całych poprzednich wakacji, bo przynajmniej mam teraz fundusze, żeby dobrze się bawić. Do tego zapowiada się wyśmienity rok motoryzacyjny. Doniesienia o chaosie w formułowym światku mnie bardzo cieszą, może przestanę ucinać sobie popołudniowe, niedzielne drzemki w drugiej połowie wyścigu.

Ponadto zeszłym tygodniu wydarzyło się coś, co zasługuje na osobny wywód, który na pewno pojawi się, gdy otrzymam zdjęcia do ubarwienia posta. Na razie napiszę tyle, że w najśmielszych przypuszczeniach nie sądziłam, że będę mogła przejechać się na lewym fotelu Toyoty GT86, a na pewno nie z Kubą Przygońskim na prawym siedzeniu, który musiał (...biedny człowiek...) znosić moje niecenzuralne słownictwo oraz ciągłe zaliczanie spinów. Nie przypuszczałam również, że doświadczę na własnej skórze jak działa launch control w Audi RS6. Jak tak dalej pójdzie w obecnym tempie, to do grudnia wystartuję w KJS-ie...
Wcisnęłam Wam pomiędzy zdjęciami pięknej (najpiękniejszej kobiety na świecie!) Marty trochę prywaty. Teraz pozostaje czekać do kolejnych, emocjonujących wydarzeń. Już wczoraj wypolerowałam poharatany lakier mojego samochodu i zrobiłam wstępny przegląd techniczny, żeby mój pojazd nie zawiódł podczas najbliższego tysiąca kilometrów, który zamierzam pokonać w nadchodzący weekend. Paczka przyjaciół, dużo siatkówki i... jak zwykle wyborne, samochodowe składanki w drodze. Czego od życia chcieć więcej?

Do usłyszenia!



Nowszy post Starszy post