Panowie, pijcie mniej, bo inaczej wszyscy zginiemy! (Praktiker Motoshow II 20.10.2013 – Łódź)

Czasami sama nie nadążam za swoimi pomysłami. Powstają tak szybko, że zanim zdążę się zastanowić, jestem już w drodze ku ich realizacji. Nie powiem, żeby mi to specjalnie przeszkadzało, ale na pewno utrudnia skupienie się na obowiązkach, które zawsze odstawiam na najdalszy plan. Już parę razy się to obróciło przeciwko mnie, ale za każdym razem wyszłam z tego obronną ręką. Niestety. Bo przez to wydaje mi się, że już zawsze będę lądować na cztery łapy.
Ten lekko filozoficzny wstęp miał służyć wyjaśnieniu, że pomimo wcześniejszych zapowiedzi o ”czasie na siatkówkę”, motoryzacja i tak znalazła swoje miejsce w moim kalendarzu, a na dodatek tak najprawdopodobniej już zostanie. Nie mogłabym w związku z tym, skoro jeździłam za drifterami po całej Polsce, nie odwiedzić parkingu Praktikera w moim mieście, żeby powdychać trochę wysokooktanowego zapachu.
Wydarzenie, jak zawsze świetnie rozreklamowane, ściągnęło w niedzielne przedpołudnie w miarę przyzwoitą publikę (choć jak przypuszczam, większość stanowili znajomi i rodziny kierowców). Można było podziwiać klasyki motoryzacji, również w polskim wydaniu (stęskniłam się za Fiatem 125p, mieliśmy kiedyś ten wspaniały wehikuł w pięknym, błękitnym kolorze z wspaniałymi, chromowanymi zderzakami…), wziąć udział w Konkursie Zręczności Kierowców i pooglądać pokazy driftu, głównie w wykonaniu teamu JBB.
Jako, że od jakiegoś czasu namiętnie czytam o KJSach, moją uwagę natychmiast przyciągnęły dwa czerwone Cinquecento stojące na parkingu. Jeden z nich był nawet na sprzedaż, ale jak usłyszałam od właściciela kwotę, to prawie się przewróciłam. W duchu pobłogosławiłam przy okazji mój kolor włosów, bo nie wstydziłam się przez to zadać paru podstawowych pytań dotyczących specyfiki sportu.
Podczas miłej pogawędki panowie wybili mi z głowy szybko moje wyobrażenie, że pilot w samochodzie to tylko formalność i dałabym sobie radę bez niego. Okazuje się ponoć, że wręcz przeciwnie, z dobrym pilotem nawet totalnie słaby kierowca może przejechać z niezłym rezultatem (czyli jest dla mnie kiedyś w przyszłości nadzieja!). Niestety, na ten moment nawet kupno Cinquecento przystosowane do jazdy w KJSach przewyższa moje zdolności finansowe, także muszę sobie odpuścić. Ale spokojnie, do czasu…
W Konkursie Zręczności Kierowców udział brały różne auta i różni kierowcy. Od wcześniej wspomnianych Cienkich z klatkami bezpieczeństwa, przez starszego rodzaju betki, w tym mistrz kierownicy, którego umieściłam na zdjęciu oraz… driftowóz Wojtka Goździewicza, który z resztą zgarnął zwycięstwo w swojej klasie. Palenie kapora zapewniali nam jednak przede wszystkim drifterzy z JBB (Jazda Bardziej Bokiem). Były bączki dookoła słupków, zjadanie pachołków, dym z opon… i ogólnie wszystko, czego potrzebują uzależnieni od oglądania sportów motorowych. Chociaż parking nie pozwalał na osiąganie zawrotnych prędkości, było na co popatrzeć.

Najpiękniejszym momentem było jednak pojawienie się Ferrari 458 Italia w glorii i chwale, kiedy cała publika obserwowała zawody. W pierwszym momencie, wszyscy oczywiście zwrócili uwagę na przejeżdżającą piękność, ale… smażenie kapora było ciekawsze! Biedna, stała potem samotna bez większego zainteresowania ze strony obserwujących. Trzeba się było ustawić w innym miejscu!
Zapewne zadajecie sobie pytanie – wszystko fajnie dziewczyno, ale o co ci chodzi z tym tytułem? Z czym znowu masz problem?

Spieszę z wyjaśnieniami. Otóż, drodzy Panowie, z przykrością zawiadamiam, że musieliście wszyscy popaść w okrutny alkoholizm albo daliście się pobić swoim kobietom i właśnie siedzicie związani we własnym garażu. Jest mi z niezmiernie przykro (nie tylko dlatego, że pewnie spędzicie tam najbliższe kilka godzin zanim wasza dziewczyna/żona wróci z pracy), ale w ten sposób przyczyniacie się do zagłady ludzkości.
Z przerażeniem stwierdzam, że takich zagrożeń na drodze jak moja skromna osoba, jest niesamowicie dużo. Zaczęłam się rozglądać ostatnimi czasy, kto siedzi za kierownicą w mijających mnie samochodach. Kobieta, kobieta, kobieta, mężczyzna, kobieta… Rany, przecież to się skończy zaraz potężnym wypadkiem! Wszyscy dobrze wiemy, jak my jeździmy. Jedne lepiej, drugie gorzej, ale generalnie znacznie słabiej niż większość znanych mi mężczyzn. Natłok kobiet w samochodach powoduje, że mamy mnóstwo kierowców myślących w trakcie jazdy o praniu, które trzeba zrobić po powrocie do domu, malujących rzęsy na światłach i rozglądających się w poszukiwaniu miejsca pod supermarketem, żeby zrobić zakupy.
To śmiertelne niebezpieczeństwo idzie dalej – co z zakorkowanym miastem pełnym źle zaparkowanych samochodów i zablokowanych pasów na drogach przez niewiasty, które potrzebują lawety, gdy złapią gumę na drodze? Co z mężczyznami pozostającymi w domu, gdy kobieta zabierze jedyne auto przypadające na parę? Nic, tylko siedzieć i pić.
A to właśnie nie tędy droga. Nie uczcie dziewczyn, żeby odwoziły was po paru piwkach z kumplami, namówcie je, żeby wypiły na imprezie zamiast jechać na nią samochodem; sami odpuśćcie sobie raz na jakiś czas alkoholowy wyskok, żeby następnego dnia pojechać na zakupy. Bo, jeśli tego nie zrobicie, przyczyniacie się do rozwoju takiego gatunku jak ja. Kobiet, które interesują się tematem motoryzacji, ale są kompletnie beznadziejne, jeśli chodzi o motoryzacyjne umiejętności. A to jest kluczem tylko i wyłącznie jednego – masywnego wypadku i zagłady ludzkości.


Na zdrowie! Trzymajcie kciuki za mój owocny wyjazd na koncert Alter Bridge

(Całe szczęście, że nie jestem mężczyzną, bo gdyby taki tekst wyszedł od kogoś w rodzaju męskim, zapewne zrobiłoby się niezbyt sympatycznie. Pamiętajcie tylko, żeby wszystko, co nasmarowałam na tym blogu, taktować tak, jak nakazał Łukasz Stasiak: "Pół żartem, pół serio"...)
Nowszy post Starszy post