Czasami sama nie nadążam za
swoimi pomysłami. Powstają tak szybko, że zanim zdążę się zastanowić, jestem już
w drodze ku ich realizacji. Nie powiem, żeby mi to specjalnie
przeszkadzało, ale na pewno utrudnia skupienie się na obowiązkach, które zawsze
odstawiam na najdalszy plan. Już parę razy się to obróciło przeciwko mnie, ale
za każdym razem wyszłam z tego obronną ręką. Niestety. Bo przez to wydaje
mi się, że już zawsze będę lądować na cztery łapy.
Ten lekko filozoficzny wstęp miał
służyć wyjaśnieniu, że pomimo wcześniejszych zapowiedzi o ”czasie na siatkówkę”,
motoryzacja i tak znalazła swoje miejsce w moim kalendarzu, a na
dodatek tak najprawdopodobniej już zostanie. Nie mogłabym w związku
z tym, skoro jeździłam za drifterami po całej Polsce, nie odwiedzić
parkingu Praktikera w moim mieście, żeby powdychać trochę wysokooktanowego
zapachu.
Wydarzenie, jak zawsze świetnie
rozreklamowane,
ściągnęło w niedzielne przedpołudnie w miarę przyzwoitą publikę (choć
jak przypuszczam, większość stanowili znajomi i rodziny kierowców). Można
było podziwiać klasyki motoryzacji, również w polskim wydaniu (stęskniłam
się za Fiatem 125p, mieliśmy kiedyś ten wspaniały wehikuł w pięknym,
błękitnym kolorze z wspaniałymi, chromowanymi zderzakami…), wziąć udział w Konkursie
Zręczności Kierowców i pooglądać pokazy driftu, głównie w wykonaniu
teamu JBB.
Jako, że od jakiegoś czasu
namiętnie czytam o KJSach, moją uwagę natychmiast przyciągnęły dwa czerwone Cinquecento
stojące na parkingu. Jeden z nich był nawet na sprzedaż, ale jak
usłyszałam od właściciela kwotę, to prawie się przewróciłam. W duchu
pobłogosławiłam przy okazji mój kolor włosów, bo nie wstydziłam się przez to
zadać paru podstawowych pytań dotyczących specyfiki sportu.
Podczas miłej
pogawędki panowie wybili mi z głowy szybko moje wyobrażenie, że pilot
w samochodzie to tylko formalność i dałabym sobie radę bez niego.
Okazuje się ponoć, że wręcz przeciwnie, z dobrym pilotem nawet totalnie
słaby kierowca może przejechać z niezłym rezultatem (czyli jest dla mnie
kiedyś w przyszłości nadzieja!). Niestety, na ten moment nawet kupno
Cinquecento przystosowane do jazdy w KJSach przewyższa moje zdolności
finansowe, także muszę sobie odpuścić. Ale spokojnie, do czasu…
W Konkursie Zręczności Kierowców
udział brały różne auta i różni kierowcy. Od wcześniej wspomnianych
Cienkich z klatkami bezpieczeństwa, przez starszego rodzaju betki, w tym
mistrz kierownicy, którego umieściłam
na zdjęciu oraz… driftowóz Wojtka
Goździewicza, który z resztą zgarnął zwycięstwo w swojej klasie.
Palenie kapora zapewniali nam jednak przede wszystkim drifterzy z JBB (Jazda Bardziej Bokiem). Były bączki
dookoła słupków, zjadanie pachołków, dym z opon… i ogólnie wszystko,
czego potrzebują uzależnieni od oglądania sportów motorowych. Chociaż parking
nie pozwalał na osiąganie zawrotnych prędkości, było na co popatrzeć.
Najpiękniejszym momentem było
jednak pojawienie się Ferrari 458 Italia w glorii i chwale, kiedy
cała publika obserwowała zawody. W pierwszym momencie, wszyscy oczywiście
zwrócili uwagę na przejeżdżającą piękność, ale… smażenie kapora było ciekawsze!
Biedna, stała potem samotna bez większego zainteresowania ze strony
obserwujących. Trzeba się było ustawić w innym miejscu!
Zapewne zadajecie sobie pytanie –
wszystko fajnie dziewczyno, ale o co ci chodzi z tym tytułem? Z czym
znowu masz problem?
Spieszę z wyjaśnieniami. Otóż,
drodzy Panowie, z przykrością zawiadamiam, że musieliście wszyscy popaść
w okrutny alkoholizm albo daliście się pobić swoim kobietom i właśnie
siedzicie związani we własnym garażu. Jest mi z niezmiernie przykro (nie
tylko dlatego, że pewnie spędzicie tam najbliższe kilka godzin zanim wasza
dziewczyna/żona wróci z pracy), ale w ten sposób przyczyniacie się do
zagłady ludzkości.
Z przerażeniem stwierdzam, że
takich zagrożeń na drodze jak moja skromna osoba, jest niesamowicie dużo.
Zaczęłam się rozglądać ostatnimi czasy, kto siedzi za kierownicą w mijających
mnie samochodach. Kobieta, kobieta, kobieta, mężczyzna, kobieta… Rany, przecież
to się skończy zaraz potężnym wypadkiem! Wszyscy dobrze wiemy, jak my
jeździmy. Jedne lepiej, drugie gorzej, ale generalnie znacznie słabiej niż
większość znanych mi mężczyzn. Natłok kobiet w samochodach powoduje, że
mamy mnóstwo kierowców myślących w trakcie jazdy o praniu, które trzeba
zrobić po powrocie do domu, malujących rzęsy na światłach i rozglądających
się w poszukiwaniu miejsca pod supermarketem, żeby zrobić zakupy.
To śmiertelne niebezpieczeństwo
idzie dalej – co z zakorkowanym miastem pełnym źle zaparkowanych
samochodów i zablokowanych pasów na drogach przez niewiasty, które potrzebują
lawety, gdy złapią gumę na drodze? Co z mężczyznami pozostającymi w domu,
gdy kobieta zabierze jedyne auto przypadające na parę? Nic, tylko siedzieć
i pić.
A to właśnie nie tędy droga. Nie
uczcie dziewczyn, żeby odwoziły was po paru piwkach z kumplami, namówcie
je, żeby wypiły na imprezie zamiast jechać na nią samochodem; sami odpuśćcie
sobie raz na jakiś czas alkoholowy wyskok, żeby następnego dnia pojechać na
zakupy. Bo, jeśli tego nie zrobicie, przyczyniacie się do rozwoju takiego gatunku
jak ja. Kobiet, które interesują się tematem motoryzacji, ale są kompletnie
beznadziejne, jeśli chodzi o motoryzacyjne umiejętności. A to jest kluczem
tylko i wyłącznie jednego – masywnego wypadku i zagłady ludzkości.
Na zdrowie! Trzymajcie kciuki za
mój owocny wyjazd na koncert Alter
Bridge.
(Całe szczęście, że nie jestem mężczyzną, bo gdyby taki tekst wyszedł od kogoś w rodzaju męskim, zapewne zrobiłoby się niezbyt sympatycznie. Pamiętajcie tylko, żeby wszystko, co nasmarowałam na tym blogu, taktować tak, jak nakazał Łukasz Stasiak: "Pół żartem, pół serio"...)