Driftingowe Mistrzostwa Polski - Tor Poznań - 29.09.2013

Nie przepadam za takimi momentami jak ten, kiedy poza ostatnią rundą Driftingowych Mistrzostw Polski, która odbyła się w zeszłym tygodniu w Poznaniu, należałoby podsumować cały tegoroczny sezon. Dlatego zbieram się do tego od poprzedniego poniedziałku. Przebrnięcie przez wszystkie istotne fakty i wydarzenia w moim przypadku będzie raczej niemożliwe, mogę się skupić co najwyżej na moich odczuciach po tych pięciu rundach.
Wbrew wcześniejszym założeniom udało mi się zobaczyć wszystkie zmagania najlepszych drifterów w Polsce. Co potwierdza regułę, że nie ma sensu robić planów na przyszłość, wszystko i tak wyjdzie w praktyce zupełnie inaczej. Dwa razy Poznań, Kielce, Płock oraz Załuż w ramach DMP, bo wyjazdów było więcej. Około 2300 kilometrów w pogoni za ryczącymi silnikami i dymiącymi oponami. Od zaciekawienia sportem przez zauroczenie, aż do silnego uzależnienia.
Moim absolutnym faworytem tego roku była runda w Załużu. Pokonaliśmy kilkaset kilometrów, żeby na dwa dni znaleźć się w centrum driftingowego świata. Do tego wyśmienita, górska trasa, aktywni kibice, który głośno dopingowali kierowców, moja własna przejażdżka Wojtasowym driftowozem i poranne pogawędki z ekipą BudMatu. Nic dodać, nic ująć – mam nadzieję, że to miejsce pozostanie w kalendarzu na przyszły rok i da mi równie wielkie powody do radości. Co dalej? Każdy kolejny wyjazd przynosił nowe emocje i doświadczenia: od pierwszego pojawienia się na Torze Poznań aż do zamknięcia w tym samym miejscu.
Pomimo wcześniejszego oswojenia się z myślą, że koła mojego marnego przednionapędowca znowu dotkną nawierzchni Toru Poznań, nie umiałam powstrzymać swojego alter ego od szatańskiego uśmiechu i wciśnięcia pedału gazu do podłogi. Tak po prostu działa na mnie widok tarki; usprawiedliwiam się faktem, że wszyscy wyjeżdżający z toru robili dokładnie tak samo… naprawdę!


Po trudnych, wrześniowych przejściach z sesją poprawkową, potrzebowałam niedzielnego odpoczynku w doborowym towarzystwie, przy pięknej pogodzie i akompaniamencie ryku silników. Także znów musicie mi wybaczyć – jestem chyba jedynym osobnikiem, który tamtego dnia odebrał wejściówkę na tor i… podczas zawodów na niego nawet nie wszedł. Wszystkie zdjęcia zostały zatem wykonane z poziomu kocyka. Poćwiczyłam sobie przynajmniej panoramowanie z dłuższej ogniskowej. 
Bardzo się cieszę, że tegorocznym Driftingowym Mistrzem Polski został Bartosz Stolarski. W stu procentach zasłużony tytuł, choć przegrał z Carzastym podczas pojedynku w Poznaniu. Nie pamiętałam dokładnych różnic punktowych jakie były pomiędzy zawodnikami, więc miałam dodatkowy stresik czy przypadkiem Marcin nie wyprzedzi Bartka w klasyfikacji generalnej na tym etapie. Na szczęście tak się nie stało i profesor Stolarski zgarnął zasłużone trofeum. 
Mój kolejny ulubieniec, szybki-Hypki, choć poległ w starciu ze Stolarskim, to i tak różnice punktowe uzyskane podczas poprzednich rund pozwoliły mu zająć trzecie miejsce na pudle Driftingowych Mistrzostw Polski 2013. 
Skomo zmienił barwy swojej Toyoty, która jest Nissanem, ale i to nie pomogło uzyskać dobrego wyniku podczas tej rundy. Przegrał z Wittchenem już w Top32.
Bochen zapunktował u mnie jeszcze bardziej (jeszcze bardziej?!) za postawę w starciu z Adamem Zalewskim. Rubik był blisko zgarnięcia wygranej, ale awaria w jego drugim przejeździe punktowanym wyzerowała stan w pojedynku. Bochen czekał, aż młodemu naprawią auto, żeby się z nim zmierzyć w przejeździe dogrywkowym zamiast wziąć łatwe zwycięstwo.
Wiedziałam, że pojedynek pomiędzy Opielą, a Budzyńskim nie może zakończyć się normalną przewagą punktową któregoś z zawodników. Wiedziałam, że musi się skończyć kraksą albo spinem, bo żaden z nich nie jest normalny. Miałam rację.

Dwóch Więcków w jednym miejscu, w dwóch autach jednocześnie. Zaraz zaraz, to na pewno nie tak...
 Puk puk! Kto tam? Na pewno nie Piotr Więcek....
Dam Wam chwilę spokoju w przejrzeniu paru (nie)ciekawych ujęć. Im dłużej się odkłada relacjonowanie takich wydarzeń, tym ciężej i mozolniej się pisze.

 Spróbujcie znaleźć Więcka na drugim zdjęciu w dymie. On tam jest na pewno!
Na koniec dodam tylko, że to były świetne zawody Krzysztofa Romanowskiego i Pawła Treli. Spiny, wjeżdżanie w siebie nawzajem, mnóstwo emocji i dymu z opon. Roman ze swoim nowym serduchem pod maską wywalczył trzecie miejsce. Szacun! I nie tam, żebym miała coś przeciwko, ale nie za bardzo się chłopak przejmował, że autko od nowa oklejone na ostatnią rundę...
Tym optymistycznym akcentem żegnam się z Driftingowymi Mistrzostwami Polski w roku 2013, dziękuję i... proszę o więcej! 
Na dokładkę rzucam jeszcze tylko tych, którzy się obijali razem ze mną na kocyku...
... oraz kocyk!

PS Cieszcie się, że jestem taka powolna w pisaniu. W innym wypadku, mielibyście do czytania dużo więcej materiału, ale przecież nie zdążę napisać...

Parę słów z niedzielnego wypadu na STW Challenge postaram się napisać nawet jutro (cholerne okienka...), żeby znów nie stracić weny i zapału. Do usłyszenia!
Nowszy post Starszy post