Nie przepadam za takimi momentami
jak ten, kiedy poza ostatnią rundą Driftingowych Mistrzostw Polski, która
odbyła się w zeszłym tygodniu w Poznaniu, należałoby podsumować cały tegoroczny
sezon. Dlatego zbieram się do tego od poprzedniego poniedziałku. Przebrnięcie
przez wszystkie istotne fakty i wydarzenia w moim przypadku będzie raczej
niemożliwe, mogę się skupić co najwyżej na moich odczuciach po tych pięciu
rundach.
Wbrew wcześniejszym założeniom
udało mi się zobaczyć wszystkie zmagania najlepszych drifterów w Polsce. Co
potwierdza regułę, że nie ma sensu robić planów na przyszłość, wszystko i tak
wyjdzie w praktyce zupełnie inaczej. Dwa razy Poznań, Kielce, Płock oraz Załuż
w ramach DMP, bo wyjazdów było więcej. Około 2300 kilometrów w pogoni za ryczącymi
silnikami i dymiącymi oponami. Od zaciekawienia sportem przez zauroczenie, aż
do silnego uzależnienia.
Moim absolutnym faworytem tego
roku była runda w Załużu. Pokonaliśmy kilkaset kilometrów, żeby na dwa dni
znaleźć się w centrum driftingowego świata. Do tego wyśmienita, górska trasa,
aktywni kibice, który głośno dopingowali kierowców, moja własna przejażdżka
Wojtasowym driftowozem i poranne pogawędki z ekipą BudMatu. Nic dodać, nic ująć
– mam nadzieję, że to miejsce pozostanie w kalendarzu na przyszły rok i da mi
równie wielkie powody do radości. Co dalej? Każdy kolejny wyjazd przynosił nowe
emocje i doświadczenia: od pierwszego pojawienia się na Torze Poznań aż do
zamknięcia w tym samym miejscu.
Pomimo wcześniejszego oswojenia
się z myślą, że koła mojego marnego przednionapędowca znowu dotkną nawierzchni
Toru Poznań, nie umiałam powstrzymać swojego alter ego od szatańskiego uśmiechu
i wciśnięcia pedału gazu do podłogi. Tak po prostu działa na mnie widok tarki; usprawiedliwiam
się faktem, że wszyscy wyjeżdżający z toru robili dokładnie tak samo… naprawdę!
Po trudnych, wrześniowych
przejściach z sesją poprawkową, potrzebowałam niedzielnego odpoczynku w doborowym towarzystwie,
przy pięknej pogodzie i akompaniamencie ryku silników. Także znów musicie mi
wybaczyć – jestem chyba jedynym osobnikiem, który tamtego dnia odebrał
wejściówkę na tor i… podczas zawodów na niego nawet nie wszedł. Wszystkie
zdjęcia zostały zatem wykonane z poziomu kocyka. Poćwiczyłam sobie przynajmniej panoramowanie z dłuższej ogniskowej.
Bardzo się cieszę, że tegorocznym Driftingowym Mistrzem Polski został Bartosz Stolarski. W stu procentach zasłużony tytuł, choć przegrał z Carzastym podczas pojedynku w Poznaniu. Nie pamiętałam dokładnych różnic punktowych jakie były pomiędzy zawodnikami, więc miałam dodatkowy stresik czy przypadkiem Marcin nie wyprzedzi Bartka w klasyfikacji generalnej na tym etapie. Na szczęście tak się nie stało i profesor Stolarski zgarnął zasłużone trofeum.
Mój kolejny ulubieniec, szybki-Hypki, choć poległ w starciu ze Stolarskim, to i tak różnice punktowe uzyskane podczas poprzednich rund pozwoliły mu zająć trzecie miejsce na pudle Driftingowych Mistrzostw Polski 2013.
Skomo zmienił barwy swojej Toyoty, która jest Nissanem, ale i to nie pomogło uzyskać dobrego wyniku podczas tej rundy. Przegrał z Wittchenem już w Top32.
Bochen zapunktował u mnie jeszcze bardziej (jeszcze bardziej?!) za postawę w starciu z Adamem Zalewskim. Rubik był blisko zgarnięcia wygranej, ale awaria w jego drugim przejeździe punktowanym wyzerowała stan w pojedynku. Bochen czekał, aż młodemu naprawią auto, żeby się z nim zmierzyć w przejeździe dogrywkowym zamiast wziąć łatwe zwycięstwo.
Wiedziałam, że pojedynek pomiędzy Opielą, a Budzyńskim nie może zakończyć się normalną przewagą punktową któregoś z zawodników. Wiedziałam, że musi się skończyć kraksą albo spinem, bo żaden z nich nie jest normalny. Miałam rację.
Dam Wam chwilę spokoju w przejrzeniu paru (nie)ciekawych ujęć. Im dłużej się odkłada relacjonowanie takich wydarzeń, tym ciężej i mozolniej się pisze.
Na koniec dodam tylko, że to były świetne zawody Krzysztofa Romanowskiego i Pawła Treli. Spiny, wjeżdżanie w siebie nawzajem, mnóstwo emocji i dymu z opon. Roman ze swoim nowym serduchem pod maską wywalczył trzecie miejsce. Szacun! I nie tam, żebym miała coś przeciwko, ale nie za bardzo się chłopak przejmował, że autko od nowa oklejone na ostatnią rundę...
Tym optymistycznym akcentem żegnam się z Driftingowymi Mistrzostwami Polski w roku 2013, dziękuję i... proszę o więcej!
PS Cieszcie się, że jestem taka powolna w pisaniu. W innym wypadku, mielibyście do czytania dużo więcej materiału, ale przecież nie zdążę napisać...
Parę słów z niedzielnego wypadu na STW Challenge postaram się napisać nawet jutro (cholerne okienka...), żeby znów nie stracić weny i zapału. Do usłyszenia!