Trzeba przyznać, że ze mnie słaby
bloger. Wystarczy, że mam lekko nieodpowiednią miejscówkę do robienia zdjęć i
już wolę zalegnąć na kocyku i w spokoju obserwować zawody zamiast poświęcać się
dla wyższych celów i hasać po terenie w celu uzyskania jak najlepszych ujęć.
Także wybaczcie, ale właściwie nic z tego nie będzie tym razem.
Dotarliśmy jeszcze na chwilę
przed rozpoczęciem kwalifikacji, więc mieliśmy odrobinę czasu na znalezienie
miejscówki. Jednak jak się okazało, nie było to takie proste, ponieważ miejsce
przygotowane dla publiczności pozostawiało wiele do życzenia. Chyba nie było
takiej miejscówki, z której byłoby widać cały przejazd (z pominięciem
miejsc w ciężarówce, na które się już nie załapaliśmy). Łódź potrafi sobie
pomimo wszystko poradzić w najtrudniejszych warunkach i zainstalowaliśmy się w
najlepszej możliwej lokalizacji, ale że wciąż nie była wystarczająca, żeby
zrobić sensowne zdjęcia, odłożyłam aparat i rozkoszowałam się paloną gumą,
słońcem i złocistym napojem (mniej więcej po zrobieniu kilkunastu zdjęć w stylu jak poniżej).
Po kwalifikacjach, które pięknie
zwieńczyli nam posiadacze licencji PFD, należało się wybrać na obiad. Przy
okazji udało mi się obejrzeć drugą połowę wyścigu Formuły (nad czym wcześniej
ubolewałam, że muszę poświęcić go na rzecz wyjazdu), a pyszny kebab w skali
ostrości 0-5 (polecamy czwórkę - krew Szatana!) sprawił, że brzuszki dzieci
były pełne i mogły wrócić oglądać dalszą część zawodów.
Był to dzień szczęśliwy dla
łódzkich drifterów. Zarówno Maciej Jarkiewicz jak i Sławomir Grausam
prezentowali się wyśmienicie przez cały dzień. Jarkiewicz dopiero w półfinale,
w przejeździe właśnie z Grausamem popełnił błąd i pozostała mu walka o 3.
miejsce, które udało mu się zdobyć!
Pojedynek Grausama z Carzastym
nie był dla mnie do końca jasny, dogrywki, dogrywki i więcej dogrywek, ale w
końcu zwyciężył Sławek Grausam (chociaż byłam święcie przekonana, że skoro
jesteśmy na STW Challenge, to Carzasty nie może przegrać i Padre Fijał to
załatwił - chyba im nie wypadało :P).
Mistrzem dla mnie był Bartek
Stolarski i jego wygrany plecak, w którym prezentował się jak pierwszoklasista
idący pierwszy raz do szkoły :)
Nie można nie wspomnieć o
wyróżniających się tego dnia - Sebastianie Matuszewskim i Radku Dąbrowskim, którzy
nie ustępowali nawet licencjonowanym drifterom. Sądziłam, że Carzasty odstawi
Radka podczas przejazdu, w którym prowadził, ale przewaga nie była
dramatycznie przygnębiająca, byłam wręcz pozytywnie zaskoczona.
Dzień przysmażony, rolnik na
ramionach z rundy na rundę co raz lepszy, a na dodatek w powrocie udało mi się
jeszcze obejrzeć przy wspólnej, romantycznej kolacji przy pizzy drugą połowę
meczu siatkówki (nad czym też stękałam, że nie obejrzę jak pojadę na zawody).
Także wszystko wspaniale, łódzcy drifterzy z sukcesami (wiecie, niezawodni chłopcy z BMW Jagiełło Drift Team Łódź), rolnik opalony, Formuła i siatkówka obejrzane, pasuje!
Tylko teraz przerwa trochę za
długa; cały czas jestem wściekła ze względu na przełożenie rundy w Szczyrku,
szykowałam się na najlepszy wypad w całym sezonie DMP. Do Załuża raczej się nie
wybiorę ze względu na już nieco chorą odległość od Łodzi i znaczne ograniczenia
czasowe. Także niestety, ale trzeba będzie zrobić przerwę od driftów.
Teraz prędzej możecie się spodziewać słodziutkich sesyjek z koleżankami w wolnych chwilach, wybaczcie...
Teraz prędzej możecie się spodziewać słodziutkich sesyjek z koleżankami w wolnych chwilach, wybaczcie...