Tym razem w kwestii podróży
wszystko po staremu: pięć osób na stanie i szklaneczki do whisky pomiędzy
przednimi siedzeniami. W starym dobrym porządku również stwierdzenie ”ja
dzisiaj nie piję”, na dźwięk którego wszyscy zgodnie parskają śmiechem. W
drodze do Płocka jedynymi czynnikami obniżającymi znacznie naszą średnią
prędkość były: liczne pit stopy spowodowane wzrastającym spożyciem, błędy
nawigacyjne w mieście oraz moja skleroza. Jak zawsze wykazałam się ”profesjonalizmem”;
wybrałam się z aparatem i laptopem (oraz mnóstwem innych niepotrzebnych rzeczy),
ale kabel został w domu.
Spóźniliśmy się przez ten cały zbieg niesprzyjających okoliczności na pierwszego seta meczu Holandia – Niemcy, a ja przez moment miałam ochotę udusić jednego ze współpasażerów. Na szczęście mogłabym nie dosięgnąć jego szyi ze względu na sporą różnicę wzrostu. Chwilowo popsuty nastrój został naprawiony przez widok hali tak szybko, jak chłopaki opróżnili butelkę whisky w samochodzie.
Orlen Arena wydawała mi się dużo
większa, kiedy w czerwcu obserwowałam ją z zewnątrz przy akompaniamencie ryku
silników podczas III rundy Driftingowych Mistrzostw Polski. W środku wydaje się
być… nieco klaustrofobicznie (wiem, to dziwne określenie w przypadku hali
sportowej). Trybuny znajdują się bardzo wysoko, a całość jest strasznie wąska.
Z drugiej strony, dla mnie to było dobre, oznaczało bowiem siedzenie bardzo blisko parkietu.
Z drugiej strony, dla mnie to było dobre, oznaczało bowiem siedzenie bardzo blisko parkietu.
Tutaj należą się podziękowania
Pawłowi za świetną miejscówkę oraz Kasi,
która również chciała zarezerwować dla mnie miejsce. Dobrze wiedzieć, że
są przedstawiciele mediów, którzy potrafią zjawić się na czas (w
przeciwieństwie do mojej wesołej wycieczki).
Plusem hali była jasność – w porównaniu
z ciemną, bełchatowską jaskinią (żeby nie było: uwielbiam to miejsce) Orlen
Arena świeciła tak jasno, że mogłam znacznie zejść z czułości i zdjęcia
przestały wyglądać tak, jakby zostały zrobione kalkulatorem albo pralką. Czekam
z utęsknieniem na wypłatę za trzy miesiące mojej pracy, żeby zakupić 7D. Oby to
pomogło, bo inaczej… skończą mi się wymówki ze sprzętem. Ach, nie! Zawsze mogę
jeszcze ponarzekać, że obiektyw ciemny. Ufff…
Gigantyczne wrażenie zrobiło na
mnie obserwowanie meczów ze stolika zaraz przy siatce z boku. Z tej odległości
atak Muserskiego wywołuje trzęsienie ziemi i huragan. W ogóle mam dziwne
wrażenie, że na Orlen Arenie wszystko odczuwa się dotkliwiej – nie raz i nie
dwa oberwałam już wcześniej piłką, ale takiego headshota jakiego sprzedał mi
niejaki Grzegorz Bociek moja twarz zapamięta jeszcze długo.
Wbrew ogólnemu, negatywnemu
szumowi dookoła Spiridonowa, na mnie ten zawodnik zrobił bardzo dobre wrażenie.
Owszem, zachowuje się głośno, powoduje spięcia pod siatką i bez przerwy
agresywnie gestykuluje, ale to nadaje grze charakteru. Siatkówka to wojna, a
nie odbijanie piłki po dwóch stronach boiska między sobą. Dopóki chłopaki nie
rzucają się do siebie z pięściami pod siatką, a napięcie wpływa pozytywnie na walkę
obu zespołów, dla mnie to jest w porządku. Dzięki takim starciom zawodnicy mogą
pokazać nie tylko swoją technikę, ale też charakter. A dzięki temu widowisko
staje się bardziej pasjonujące. Wracając do Spiridonowa, wygląda też na to, że
poza boiskiem to sympatyczny gość. Cały czas uśmieszek (choćby drwiący) gościł
na jego ustach, od początku do końca. Nie chcę snuć spekulacji, ale wygląda też
na to, że osoba Konrada Piechockiego spowodowała w nim jakiś rodzaj zauroczenia…
Nasi chłopcy dostali póki co baty
od Rosjan, a ja ze szczęką przy podłodze obserwowałam giganta Muserskiego. Nie
potrafię wyrazić swojego zachwytu wobec tego zawodnika. A dodatkowo, przestaję
się go bać tylko w tych krótkich momentach, kiedy na jego twarzy gości uśmiech.
W pozostałych obawiałam się o swoje życie, gdy stawał w polu zagrywki.
Bardzo mnie cieszy, że swoje
szanse dostali Bociek i Włodarczyk (choć ten drugi w znacznie mniejszym
wymiarze). Trenerowi trzeba przyznać, że podjął kilka trudnych decyzji.
Pożegnanie Zagumnego, Ignaczaka i Bartmana na pewno nie było łatwe, ale taka
jest kolej rzeczy. Trzymam kciuki za chłopaków z tego powodu jeszcze mocniej.
Żeby Anastasi nie dostał kilku poważnych ciosów w twarz, oni muszą coś ugrać na
Mistrzostwach Europy. O ile dwaj wymienieni na początku zawodnicy musieli po
prostu ustąpić młodszym, odsunięcie Zbyszka było niesamowicie odważne. Anastasi
jest w pełni odpowiedzialny za przerzucenie tego zawodnika na atak, a teraz
postawił na kogoś innego. Oby z dobrym skutkiem.
Memoriał wygrany, atmosfera w
zespole według mnie wygląda na bardzo dobrą. Lanie od Rosjan pokazuje, że nadal
są najlepsi (a przynajmniej o klasę na ten moment lepsi od naszych chłopaków),
ale niespecjalnie mnie to martwi. Dla mnie nie muszą wracać ze złotem, ja bym
chciała zobaczyć taką radość z grania jaką widziałam u chłopaków na
Uniwersjadzie. A jak dorzucą do tego odrobinę sportowej agresji i zawzięcia, to
już w ogóle będę w pełni usatysfakcjonowana.
Z tym, że dla całej reszty kraju
powinni wrócić przynajmniej z medalem, żeby znowu z lewej i prawej nie zalewała
nas masa wiadomości o tym, jak bardzo siatkarze zawiedli kraj. Och, och, och.
Kij Wam w oko!
Wracając do wiadomości
pozasportowych – po wyjściu z hali wycieczka z Łodzi znów zjednoczyła się przy
samochodzie. Panowie odzyskali energię i rozpoczęliśmy wspólne świętowanie tego
wyjazdu. Serdecznie pozdrawiam wszystkich stojących razem z nami w korku przy
Orlen Arenie, którzy odmachiwali, posyłali uśmiechy i pokazywali uniesione do
góry kciuki piątce dzieciaków (niestety dziećmi jesteśmy już tylko umysłem),
które bawiły się przy hitach takich jak ”Get Low”, ”Waiting All Night” i ”Can’t
Hold Us” rozwalonych na pełną moc moich biednych głośników. Dziękuję również
panu z piwem, który był bardzo zdeterminowany, żeby pokazać nam, w którą stronę
jedzie się do Łodzi!
fot. Katarzyna Antczak |
Najważniejsze podziękowania
kieruję jednak do chłopaków z Passata na sieradzkich blachach, którzy jechali z
nami przez spory kawałek trasy i razem z nami wyśmienicie się bawili śpiewając
i wymachując szalikami. Dzięki takim ludziom jak Wy siatkówkę kocha się jeszcze
bardziej – nie tylko za sam mecz i to, co się dzieje na boisku, ale za ludzi,
którzy tworzą te wspaniałe widowiska.
fot. Katarzyna Antczak |
Na pożegnanie dodam, że przez
nasz radosny powrót dzisiaj boli mnie gardło, a chusteczki higieniczne
zaczynają znikać w zastraszającym tempie. Odezwę się do Was na pewno po Top
Gear Live (21.09) i/lub koncercie Macklemora (24.09). Tymczasem trzymajcie
kciuki za mój stojący pod znakiem zapytania byt na trzecim roku Analityki
Gospodarczej. Niech żyje studencka kampania wrześniowa!
PS Jeśli komuś mało zdjęć, to zapraszam do pełnej galerii na Facebooku Men's Volley. Ewentualnie, jeśli ktoś woli twórczość pisaną, polecam do przeczytania moją krótką rozmowę z przyjmującym PGE Skry Bełchatów, Wojciechem Włodarczykiem, również na portalu m-volley.pl