Pierwsze, co koniecznie trzeba napisać na wstępie - muszę się podsumować jako najmniej inteligentne stworzenie na tej planecie. Po prostu blondynka, na dodatek ciemna...
Opisując w skrócie: po pewnej imprezie, która odbyła się w końcówce maja, ucierpiał mój aparat. Niestety nie udało się go naprawić (za co serdecznie dziękuję serwisowi, mieliście na to całe 15 dni!) do czasu zawodów. Pożyczyłam Canonowskie 40D od Marcina (za co serdecznie dziękuję, tym razem bez ironii - bez Ciebie nie byłoby ani jednego zdjęcia!). I choć otrzymałam je wstępnie z baterią i kartą to stwierdziłam, że skoro mam swoje, nie będę ich potrzebować. Jakież było moje zdziwienie wieczorem, kiedy przeszukując swoją torbę ze sprzętem znalazłam tylko dwa zużyte akumulatory, które już prawie się nie ładują. Nowy, sprawny akumulator zaginął, musiała go pochłonąć jakaś czarna dziura. Pomimo prób pomocy z kilku stron, nie udało się znaleźć odpowiedniego akumulatora do pożyczenia (godzina 00.00), więc pozostała mi opcja zabrania dwóch starych baterii i modlenia się w duchu, żeby za szybko się nie rozładowały.
Musicie zatem wybaczyć, ale ujęć jest naprawdę niewiele. Próbowałam zachować jak najwięcej klatek dla chłopaków z BMW Jagiełło Drift Team Łódź. A było na co czekać, bo po dwóch średnich rundach, nareszcie, Wojtek Goździewicz otarł się o podium. 4. miejsce!
I to akurat wtedy, kiedy ja musiałam walczyć z rozładowującą się baterią... Na szczęście mi się udało, aparat wyzionął ducha dokładnie po fecie na podium.
Przegląd zdjęć pozwolę sobie zacząć od mojego ulubionego:
Kilka słów komentarza na temat panów z tego zdjęcia nieco później, ponieważ należy zacząć od pochwalenia BudMatu za zorganizowanie wspaniałej rundy. W sobotę kwalifikacje oglądałam siedząc na łóżku i objadając się lodami czekoladowymi, a wszystko dzięki wspaniale przeprowadzonej transmisji z zawodów (na poprzednich nie było takiej możliwości). Kilka ujęć, pojawiająca się grafika z nazwiskami i punktacjami, a do tego wybór komentarza po polsku i po angielsku. Muszę powiedzieć, że dużo przyjemniej oglądało mi się kwalifikacje słuchając angielskiego komentarza - było rzeczowo i z entuzjazmem, bez zbędnego zabawiania publiczności "sucharami" (przecież to moja specjalność!).
W niedzielę wyboru komentarza już nie było, ale BudMat nadal pozytywnie zaskakiwał swoimi rozwiązaniami. Dobre nagłośnienie, telebimy pokazujące co się dzieje w niewidocznych dla publiczności miejscach, wygodne trybuny (brakowało tylko więcej swobody dla publiczności z tego co mi się obiło o uszy... :D) oraz szybkie wznawianie zawodów po całusach (i całkiem namiętnych pocałunkach) z betonowymi bandami, które skutecznie chroniły mnie i pozostałą część ekipy z drogocennym sprzętem.
W niedzielę wyboru komentarza już nie było, ale BudMat nadal pozytywnie zaskakiwał swoimi rozwiązaniami. Dobre nagłośnienie, telebimy pokazujące co się dzieje w niewidocznych dla publiczności miejscach, wygodne trybuny (brakowało tylko więcej swobody dla publiczności z tego co mi się obiło o uszy... :D) oraz szybkie wznawianie zawodów po całusach (i całkiem namiętnych pocałunkach) z betonowymi bandami, które skutecznie chroniły mnie i pozostałą część ekipy z drogocennym sprzętem.
Zaczęło się od niespodziewanego (jak dla kogo - ja wiedziałam, że tak będzie!) zwycięstwa Wojtka Goździewicza nad Kubą Przygońskim. Kuba wygrał kwalifikacje, a ja zbierałam szczękę z łóżka po tym w jakim stylu to zrobił (99 punktów!), ale w trakcie przejazdów z Wojtkiem dwa razy pozbierał pachołki i tak się skończyło rumakowanie...
Tutaj miało być ujęcie zgrabnego tyłeczka GT86, ale Kuba stwierdził, że smażenie kapora będzie lepsze... Skoro tak zadecydował, to proszę bardzo!
W ten oto magiczny sposób Wojtek pozbył się Kuby... i jest w Top16 (a ja zaczynam się nerwowo drapać po głowie jak długo wytrzymają baterie jak tak dalej pójdzie). W międzyczasie Carzasty pozbywa się Muska bawiąc się za nim w chowanego, a Karkosik (któremu w kwalifikacjach szło przeciętnie) wyrzuca ze stawki Więcka (który od tej pory pełni funkcję ambasadora BudMatu i podpisuje setki plakatów z uśmiechem niczym z reklamy Colgate).
Wartałowicz wyłaniał się zza rogu, żeby pierwszy raz tego dnia ukąsić Chrabąszcza...
Z pominięciem wielu emocjonujących i ważnych pojedynków (niesfotografowanych z powodu oszczędzania baterii), postanowiłam zrobić kilka zdjęć w dogrywkowym przejeździe Treli i Wartałowicza. Głównie dlatego, że piekielnie podobają mi się malowania obu tych samochodów. Dzięki temu udało mi się uchwycić kolejne czułości pomiędzy samochodami.
Moje zdanie na ten temat jest następujące: rozumiem rozżalenie Pawła Treli, ale każdy powinien się liczyć z tym, że takie sytuacje mogą mieć miejsce i każdy bierze na siebie ryzyko kosztów napraw. Jeżeli było go stać na budowanie nowego samochodu, to znaczy, że z finansami nie może być aż tak źle. Chyba nie sądził, że przejedzie cały sezon bez zadrapania?
Dotarliśmy w tym momencie do Top16 (a właściwie 17, bo wtedy nie wiadomo było jeszcze kto z tamtej dwójki zakwalifikuje się do następnych przejazdów), a tam czekało na nas dwóch kierowców BMW Jagiełło Drift Team Łódź - Goździewicz i Jarkiewicz!
Jak dobrze, że mamy Bartka Stolarskiego, który nie dał się nikomu objechać i obronił honor polskich drifterów na podium!
A na koniec... reklamy!
Nie ukrywam, że uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy zdolny 13-latek Jack Shanahan z Irlandii objechał bez skrupułów Włodarczyka. Nieco mniej do śmiechu mi było, gdy poważne kłopoty w następnej rundzie miał z nim Bartek Stolarski. Zakończyło się dzwonem młodego, ale przez cały weekend robił wielkie wrażenie (sądząc po komentarzach - nie tylko na mnie!).
Wartałowicz wyłaniał się zza rogu, żeby pierwszy raz tego dnia ukąsić Chrabąszcza...
Nie-do-końca-szybki Hypki i tak prezentował się dla mnie wspaniale. Na początku nie byłam przekonana do nowego malowania PUZiaków (bo zabrało to smaczek wyłapywania z daleka kto siedzi za kierownicą), ale po przyjrzeniu się im w parku maszyn stwierdzam, że są piękne!
Niestety to nie był dobry weekend dla tego teamu. Roman zaliczył poważny kontakt z bandą, a mi pozostaje trzymać kciuki, żeby starczyło im kasy w postawieniu go na nogi (bo co do umiejętności magików od "płaskiej 16-stki albo ch*j wie jakiej" nie mam wątpliwości!).
Moje zdanie na ten temat jest następujące: rozumiem rozżalenie Pawła Treli, ale każdy powinien się liczyć z tym, że takie sytuacje mogą mieć miejsce i każdy bierze na siebie ryzyko kosztów napraw. Jeżeli było go stać na budowanie nowego samochodu, to znaczy, że z finansami nie może być aż tak źle. Chyba nie sądził, że przejedzie cały sezon bez zadrapania?
Dotarliśmy w tym momencie do Top16 (a właściwie 17, bo wtedy nie wiadomo było jeszcze kto z tamtej dwójki zakwalifikuje się do następnych przejazdów), a tam czekało na nas dwóch kierowców BMW Jagiełło Drift Team Łódź - Goździewicz i Jarkiewicz!
Z góry przepraszam za prześwietlenia... Winny się tłumaczy, ale tryb oszczędzania baterii nie pozwalał mi do woli przeglądać zdjęć i korygować moich błędów (mój aparat optymalnie czuje się na trochę innych ustawieniach).
Odesłani do parku maszyn zostali rywale obu zawodników BMW Jagiełło Drift Team Łódź i w kolejnej rundzie panowie musieli stanąć na przeciwko siebie.
Co zakończyło się spinem Macieja Jarkiewicza i awansem Wojtka do Top 4. Potem nie poszło już tak dobrze i skończyło się na 4. miejscu, ale i tak jest to wielki sukces! :)
Suchary Marcina Prokopa zostały przyćmione szerokim uśmiechem oraz błyszczącymi oczami Krzysztofa Hołowczyca, który z radością i entuzjazmem chciał komentować wszystkie wydarzenia, ale niestety jego narząd mowy odmawiał mu posłuszeństwa. Chciał wspierać swoim błyskotliwym komentarzem ("Eeeee...no!"), ciętą ripostą oraz szybką reakcją na wydarzenia dookoła Orlen Areny. Ja, w przeciwieństwie do pana prezydenta miasta, nie czułam się zniesmaczona; Hołek przyjechał rozdawać autografy, dobrze się bawić, uśmiechać się i machać do ludzi z czego wywiązywał się znakomicie!
Dobra, pośmiali się, pooblewali szampanem, przepalili kapcie, naje**ni - to do domu!
Jak dobrze, że mamy Bartka Stolarskiego, który nie dał się nikomu objechać i obronił honor polskich drifterów na podium!
Obiecuję, że kolejnym razem postaram się zabrać ze sobą mózg (i baterie... i aparat... i kartę). Następny przystanek - Szczyrk! Tym razem od piątku do niedzieli!
A na koniec... reklamy!
*cytat z komentarza Mikołaja Henklewskiego na profilu Wojciech Goździewicz DRIFTING
"CORADENT - żeby uśmiech w czasie driftu był jak najpiękniejszy!"