W tak zwanym międzyczasie, odkąd
strona świeciła pustkami zmieniło się naprawdę sporo rzeczy. W wiele miejsc
dotarłam bez nawigacji… a przede wszystkim bez własnego samochodu! Zmieniłam
rubryczkę ”wykształcenie” wpisywaną w formularzach o pracę o jedno okienko
wyżej i odwiedziłam po drodze kilka miast zamieniając kolorowe papierki z
podobiznami władców naszego pięknego kraju na miejsca do spania, wysokooktanowy
oraz wysokoprocentowy płyn, co można szumnie nazwać wakacjami. Tak jest,
wreszcie korzystam z uroków odpoczynku, choć z tyłu głowy bilans wydanych do
zarobionych pieniędzy każe mi myśleć o przerwaniu tej sympatycznej sielanki na
rzecz pozyskania środków do dalszych eskapad.
W skrócie, żeby Was nie
zanudzać. Co się wydarzyło?
Stałam się posiadaczem
wykształcenia wyższego dzięki obronie pracy pt. ”Badanie determinantów
frekwencji na meczach domowych AZS-u Politechniki Warszawskiej”. Nie mogłam się
powstrzymać, żeby jako temat pracy naukowej wybrać coś, co jest związane z
którąś z moich pasji. Bardzo intensywnie zastanawiałam się nad pracą związaną
ze sportami motorowymi, ale uzyskanie danych potrzebnych do badania mogłoby
zabić mnie i mój licencjat. Postawiłam na siatkówkę, która również jest bardzo
bliska mojemu sercu i także rujnuje mój studencki budżet. Jak na mnie, muszę
przyznać, poszło całkiem szybko i zgrabnie. Zakończyłam z radością etap studiów
I stopnia na Analityce Gospodarczej i z jeszcze większą radością otwieram nowy
rozdział pt. "Informatyka i Ekonometria". Co było po obronie? Obawiam się, że
tych kilku następnych dni mogę nie być w stanie zrelacjonować ze szczegółami ;)
#4Z
Tuż po obronie wybrałam się do
Warszawy, aby wziąć udział w jednym z największych koncertowych wydarzeń
metalowych. Metallica oraz Anthrax to kapele szczególnie bliskie mojemu sercu
(z naciskiem na ten pierwszy zespół), więc nie mogło mnie zabraknąć na
Stadionie Narodowym tego dnia. Choć wcześniej przyznaję, że narzekałam na
wybraną przez fanów setlistę, że chciałam zamieniać bilet na tańszy, bo szkoda
mi było pieniędzy na słuchanie takiego zestawu numerów, jestem niesamowicie
szczęśliwa, że tego nie zrobiłam. Koncert (muzycznie) był wyśmienity, a set
sprawdził się o tyle, że wszyscy bawili się naprawdę szampańsko. Piękne
zapowiedzi Sasima i Meniosa ze sceny wprowadziły rodzinną atmosferę, a
niesamowicie długie ”wykańczanie” Wherever I May Roam nawet na nagraniu robi
kolosalne wrażenie.
Czy coś podczas tego koncertu
było nie tak? Oczywiście. Po pierwsze: opaski. Tworzenie dwóch osobnych kolejek
do wejścia, a potem zbicie jej ponownie w jedną przy punkcie odbioru opasek
było jedną z najgłupszych rzeczy, jaką widziałam. Poza tym organizatorzy
średnio oznaczyli trasę, jaką pokonywała każda z osób pragnąca dostać się na
płytę lub golden circle. Do tego, gdybym jednak kupiła bilet na płytę, byłabym
kolosalnie wkurzona z powodu wielkości golden circle. To już naprawdę
przekracza wszystkie możliwe normy.
Po drugie: ludziom nie zapewniono
dostatecznej ilości miejsca na zewnątrz obiektu. Wydzielono niewielki obszar
pod stadionem, gdzie można było zjeść frytki, wypalić papierosa czy… napić się
piwa. I tutaj dochodzimy do najbardziej absurdalnej kwestii. Rozumiem
ograniczenia zawartości alkoholu w napojach sprzedawanych na imprezach masowych
do 3,5%. Jednak podawanie bandzie metalowców na koncercie wyłącznie ohydnego
piwa bezalkoholowego za 8zł/0,33l przeszło moje najśmielsze wyobrażenia.
Wierzcie mi lub nie, ale kiedy ktoś z początku kolejki podchodził do ludzi
stojących dalej z hasłem: ”ej, tam jest
tylko bezalkoholowe” wszyscy parskali śmiechem i prosili o nieżartowanie z
nich w ten sposób. Jakie było ich zdziwienie, gdy sami docierali do lady….
I ostatnia kwestia, która bardzo
rzutuje na cały koncert. Dźwięk. Coś, co powinno teoretycznie zdyskwalifikować
możliwość ocenienia koncertu jako dobry. Akustyka na Stadionie
Narodowym jest tak koszmarna, że słabo znała utwory Anthraxu, to czasami
musiałabym się poważnie zastanowić, co to za piosenka. Jednak jakimś cudem
pomimo wszystko te koncerty były dobre. Naprawdę! Okej, moza poza Alice in
Chains, ale to dlatego, że po pierwsze za nimi średnio przepadam, a po drugie
mocą odstają od Anthraxu znacznie, od Metalliki w zasadzie również. Tylko, że
właśnie… to jest Metallica. Co by nie robili z muzyką i tak ich będę kochać do
samego końca.
Kolejnym przystankiem na
wakacyjnej drodze był Tor Jastrząb pod Radomiem, gdzie odbywała się polska
runda King of Europe. O ile obiekt sam w sobie naprawdę robił niesamowite
wrażenie, tak niestety zawody dla widza (a taką rolę pełniłam podczas tego eventu)
były strasznie słabe. Nie interesuje mnie Karolina Pilarczyk kręcąca bączki i
paląca gumę z opon na różowo, tylko obserwowanie dobrej rywalizacji w parach. A
tej niestety nie było mi dane oglądać w dogodnych warunkach. Mogłam wybierać
pomiędzy wciskaniem się między ludzi na krótkiej trybunie, z której coś jeszcze
było widać albo usiąść na długiej trybunie i widzieć samochody z tak daleko, że
ledwo rozpoznawałam kto jedzie, nie mówiąc o poprawnej ocenie przejazdu. Także
organizacja do poprawki, bo obiekt na to absolutnie zasługuje!
Tydzień później znalazłam się w Toruniu na drugiej rundzie Drift Master Grand Prix i tutaj organizacyjnie sytuacja odwróciła się o pełne sto osiemdziesiąt stopni. Piękny obiekt, który urzekł chyba każdego, kto dotarł na stadion i niesamowita oprawa wydarzenia. Tor zbudowany specjalnie na potrzeby tej rundy… co mogę dodać poza wielkim ”o kurde!”? Wszystko było słychać, wszystko było widać, a ci, którzy pierwszy raz dotarli na zawody driftingowe dzięki przygotowanemu przez organizatora biuletynowi mogli zorientować się co tu się właściwie dzieje. Piwko w przystępnej cenie 6zł, krzesełko do siedzenia – w ten sposób można celebrować piękno tego sportu. Możecie pooglądać trochę moich zdjęć na koniec:
… część druga w przygotowaniu!